środa, 26 października 2016

Żółty wieszak i aranżacja "przedpokoju"

Na strych wprowadziliśmy się w maju. Kolejne miesiące były na tyle ciepłe, że kurtki nosiliśmy bardzo rzadko, więc każdorazowe odwieszanie ich do garderoby nie było problematyczne. Nie mieliśmy w "przedpokoju" wieszaka. Niestety, wraz z ochłodzeniem i nieustającymi deszczami, jego brak zaczął być odczuwalny. Już około miesiąca temu zaczęliśmy się zastanawiać co kupić i gdzie wieszak powinien być umieszczony. Przyznajemy się - nie zaplanowaliśmy miejsca na kurtki i tym podobne.
Wyszliśmy od pomysłu przymocowania rurki do belek nad szafkami na buty, ale szkoda nam je naruszać, więc szybko go porzuciliśmy. Stwierdziliśmy, że wieszak musi być stojący.
Podobały nam się niektóre sklepowe, na przykład te z IKEI, ale niestety były jak dla nas zbyt niestabilne:
(a może "z IKEA" - ostatnio słyszałam, że nie powinno odmieniać się tego wyrazu)

Źródło: ikea.pl


Źródło: ikea.pl

Wtedy oczywiście zaczęliśmy przeszukiwać olx i po raz kolejny, to tam znaleźliśmy nasz wieszak :)
Wahaliśmy się pomiędzy kilkoma opcjami. Założeniem było, że malujemy wieszak na nieoczywisty kolor,  który byłby nowy w naszym wnętrzu - rozważaliśmy żółty lub limonkę. Koniec końców, udało nam się znaleźć taki, który zachwycił nas bardziej niż dwa poprzednie - miodowy.
Braliśmy pod uwagę trzy wieszaki:

1. Al'a glamour:

Źródło: olx.pl

2. Nawiązujący do glamour, ale w prostszej formie, pochodzący z PRl-u:

Źródło: olx.pl

3. Bardzo prosty w formie, przypominający złączone kije hokejowe (stara kolekcja IKEI):


Zdecydowaliśmy się na ostatni. Pierwsze dwa pomalowane na żółto mogłyby wyglądać zbyt infantylnie. Kupując wieszak znowu mieliśmy okazję pozwiedzać stare śląskie kamienice - to jeden z naszych ulubionych elementów odkupowania mebli :)

Przywieziony do domu musiał poczekać kilka dni na malowanie. Kiedy już się do tego zabrałam, nie przemyślałam dobrze kilku spraw i zabezpieczyłam te "kurki" taśmą malarską, zamiast je po prostu odkręcić i malowałam pędzlem, bo nie mogłam przez ich włożenie w wieszak malować wałkiem. Pierwsza warstwa farby wyszła tragicznie! Kolejnego dnia odkręciłam je i nałożyłam kolejne dwie warstwy miodowej farby. Teraz wyszło, tak jak być powinno, Drewno miało czarne naturalne rysy, więc jasna farba nie do końca wszędzie pokryła części wieszaka, ale prześwitująca faktura drewna nie przeszkadza nam. Korzystałam oczywiście z Luxensa, który już wielokrotnie mi się sprawdził.


Przedpokoju jako tako nie mamy. Nie chcę poświęcać tej wejściowej części naszego mieszkania osobnego postu, bo nie byłoby za bardzo o czym pisać, tak więc przy okazji wieszaka pokażę Wam jak to wygląda :)

W tym miejscu potrzebowaliśmy jedynie szafki na buty, lustra i wieszaka. W przyszłości, w zimie być może niezbędny jakiś chodniczek, aby piasek i woda nie roznosiły się nam po całym mieszkaniu. Zestaw trzech szafek kupiliśmy w IKEI - idealnie wpasowały się pomiędzy belki, tak jakby były stworzone wprost dla nas (to nie jedyny taki element wystroju, ale o tym kiedy indziej). Powiesiliśmy je w około 10 cm. odstępach, tworząc tym samym półeczki, na których trzymamy klucze. Pod nimi naturalnie wytworzył się kącik na odstawienie butów, które na bieżąco używamy.
Na ścianie, jak widać, zamontowana jest "szafka" z tablicą elektryczną, ale jako, że jest biała, mało rzuca się w oczy. Obok drzwi zamontowany jest domofon i coś, co nie pamiętam jak się nazywa, ale służy nam do programowania ogrzewania w mieszkaniu. Jak na razie "przedpokój" pomalowany jest na biało, ale w przyszłości planujemy nadać mu ciemniejsze elementy, być może namalujemy tam geometryczny wzór. Teraz stoi tam jeszcze wieszak :)
U góry możecie zobaczyć jeszcze niewykończony element antresoli, która czeka na lepsze dni, na razie nie mamy czasu i siły, aby się za nią zabrać.


Do usłyszenia!

sobota, 8 października 2016

Prl w łazience - szafki

Musiałam złapać grypę, żeby spokojnie usiąść i mieć czas na napisanie postu. A jest o czym, bo w zeszłym tygodniu skończyliśmy pracę nad łazienkowymi szafkami.


Jak pewnie kiedyś wspominałam łazienkę mamy bardzo dużą, więc i dużych szafek do niej szukaliśmy. Bardzo, bardzo trudno jest znaleźć duże meble łazienkowe, lub takie, które mogą za nie służyć i być jednocześnie pojemnymi. Kolejny raz prl przyszedł na ratunek. Przez około półtora miesiąca przeszukiwałam olx, aż pojawiły się dwie idealne komody z nadstawkami. Dogadałam się z właścicielami, że kupimy same szafki, bez góry. Mimo ich sporych gabarytów, z pomocą znajomego (Artur, dzięki!) udało się je przewieźć z sąsiedniego miasta.


Nad samą procedurą odnawiania nie ma co się za bardzo rozwodzić, czytając poprzednie posty można znaleźć bardziej szczegółowe opisy, teraz wypowiedź zawrę w: szlifowanie (80) - mycie - malowanie (x3) - nóżki dodatkowo pokryte lakiero-bejcą.



Warto natomiast powiedzieć o farbie. Kolor, który chcieliśmy mieć na meblu był dostępny tylko w ramach jednej marki (byliśmy w OBI i Leroy Merlin) - OBI. Mieliśmy trochę wątpliwości czy będzie to dobry produkt, ale zaryzykowaliśmy. Spostrzeżenia są następujące:
- kolor przepiękny, głęboki, bardzo zbliżony do tego na puszce;
- nigdy nie maluję podkładówką, więc wszystkie, nawet jednowarstwowe farby kładę dwa razy, a w przypadku tej marki musiałam położyć aż trzy. Jakby się uprzeć i spojrzeć pod światło, gdzie nie gdzie jest prześwit drewna; 
- puszka stworzona jest z beznadziejnego, miękkiego metalu: przy otwieraniu jej śrubokrętem bardzo pogięłam otwór i przykrywę (zawsze tak otwieram puszki i nigdy wcześniej nie spotkałam się z takim problemem, a silniejsza się nagle nie stałam).
Podsumowując, nie kupiłabym jej drugi raz...no, chyba, że znowu nigdzie indziej nie byłoby koloru ;) Nóżki pomalowane matowym Luxensem, antracytem, który znamy z poprzednich renowacji - jak zaznaczałam przy okazji krzeseł na tę farbę używamy bezbarwną, satynową lakiero-bejcę z Vidaronu, która wizualnie "wyostrza" elementy mebli, ale też czyni je bardziej funkcjonalnymi bo zmniejsza porowatość powierzchni.

No i tyle:)


Koszty: szafki 200 zł., farba + materiały do malowania ok. 50 zł.