wtorek, 26 kwietnia 2016

Podłoga

Strych wraz z podłogą przestał być strychem a stał się poddaszem.

Długo zastanawialiśmy się jakie panele wybrać. Kiedyś był plan na drewnianą podłogę, którą mieliśmy sami zrobić, ale coraz mniejsza ilość czasu i słabnące siły zweryfikowały wszystko. Niemniej jednak, nie żałujemy.

Chcieliśmy, aby nasza podłoga przypominała w jakimś stopniu deski. Panele, które nas interesowały to te cienkie, z ostro zarysowaną fugą. Do tego miały być jasne i w naturalnym kolorze, może bardzo jasny brąz, a może szarawe. Jak pewnie się domyślacie, znalezienie ich graniczyło z cudem. Przejeździliśmy cały Śląsk w poszukiwaniu tych idealnych i nic z tego nie wynikło. Co prawda były jedne świetne w którymś z marketów, ale jak się okazało, właśnie skończyli produkować ten wzór i zostało im kilka paczek, które oczywiście nie starczyłoby na nasze 55 m2. W pewnym momencie byliśmy przygotowani na kompromis, chcieliśmy zrezygnować z cienkiej deski, a mimo to nie mogliśmy dalej się zdecydować na żaden wzór, bo nic nam się nie podobało, choćby na 80%. Odpuściliśmy na miesiąc.

Stojąc  przed koniecznością wyboru jakichkolwiek paneli, bo to już czas na podłogę, po raz kolejny zweryfikowaliśmy asortyment wszystkich okolicznych sklepów i uświadomiliśmy sobie, że w jednym z nich nie byliśmy! No i jak to bywa... właśnie tam znaleźliśmy te wymarzone:) Najlepsze z najlepszych, najpiękniejsze z najpiękniejszych!

Źródło: kaindl.com
Panele firmy Kaindl, model Oak Farco Trend, kolekcja Natural Touch. Podłoga jednorazowa, niepowtarzalna, bo tzw. 3w1, poszczególne panele są różnorodne, 42.99 zł./m2.
Zamówiliśmy, dostawa i montaż umówione.

Przed położeniem podłogi dokładnie wymietliśmy wylewkę, zerwaliśmy z niej grudy tynku, który zastygł i wszystko zagruntowaliśmy. A potem otrzymaliśmy telefon, że dostawy nie będzie, montażu też nie i właściwie to paneli na 90% także nie będzie, nigdy.
Okazało się, że ten wzór już od czterech miesięcy "idzie" z Austrii i dojść nie może. Sprzedawca jasno zasugerował, że na naszym miejscu wybrałby coś innego albo wziął kasę i szukał gdzieś indziej, bo nie liczyłby na to, że może jednak w kolejnej dostawie nasze panele się pojawią.
Załamani wybraliśmy inne, bo do odbioru budowy podłogi potrzebujemy, a odbiór musi być już zaraz żebyśmy zdążyli do ślubu z tym wszystkim. Te "inne" były dużo gorsze, ciemniejsze, ale były najmniejszym złem na tę chwilę. Znowu... dostawa umówiona na środę, montaż umówiony na czwartek.
Nastał poniedziałek, A.mówi, że tragiczne są te nowe panele, odwołujemy je i szukamy innych, bo on nie chce sobie całego mieszkania zniszczyć przez jakiś tam kompromis. Dzwonię do sklepu spełnić jego prośbę, a oni do mnie, że tamte poprzednie panele, to jednak własnie doszły! Szczęęęęśćie nieopisane:)

Tak naprawdę do końca nie byliśmy pewni czy w dostawie dostaniemy odpowiedni produkt, ale wszytko poszło zgodnie z planem:) Kolejnego dnia przyjechał monter je układać (fajna opcja - montaż w cenie paneli). Dzień wcześniej wymyśliliśmy z A. wzór zgodnie z którym podłoga ma być położona. Zapoznaje z nim fachowca, on czerwienieje i mówi, że Pani będzie mi te panele po jednej podawać, bo ja tego nie ułożę. No to zaczęło się otwieranie każdej paczki i szukanie desek tak żeby pasowały do wzoru. Okazało się, że są cztery różne panele! I tak z fachowcem, który pewnie mnie nienawidzi, układaliśmy 7 godzin podłogę. 


Listwy przypodłogowe wybraliśmy białe, cięte do kąta, tzn. bez wszystkich plastikowych łączących elementów. Klei się je zarówno do siebie nawzajem jak i do ściany. W środku są z płyty mdf, a na zewnątrz pokryte jakimś białym a'la plastikiem. Baaardzo elastyczne! Delatacje bardzo cienkie, tak zwane tetki, w kolorze inox.


Montażysta podłogę położył idealnie. Jesteśmy bardzo zadowoleni :)

czwartek, 21 kwietnia 2016

Malowanie

Cały czas planowaliśmy, że malować będziemy sami. Nasze zamiary zostały jednak zweryfikowane przez uciekający czas, brak doświadczenia i coraz intensywniej odczuwany brak sił do dalszej pracy całymi dniami i wieczorami. Jeśli ktoś pracuje po 12-14 godzin dziennie, to wie o czym mówimy.

Zatrudniliśmy malarza, z którego pracy jesteśmy zadowoleni. Nie twierdzimy, że nie ma niedociągnięć, które będziemy powoli poprawiać, ale całe poddasze wykonał sam (starszy człowiek) w jakieś 8 dni i nie skasował nas za dużo. Co więcej, wszelkie nasze przeróbki na tym etapie zaklejał, gipsował, szpachlował, itd.

Zadecydowaliśmy, że ściany poddasza będą białe. Marzy nam się mural w sypialni i kolorowa ściana przy drzwiach wejściowych, ale to już potem, na spokojnie, jak znajdziemy więcej czasu :)

Co kupiliśmy do malowania?
Grunt biały Śnieżka, który został położony na wszystkie powierzchnie.
Farba biała, lateksowa Śnieżka Max White Effect, malowano nią dwukrotnie.
Do łazienki farba biała, lateksowa Śnieżka Kuchnia-łazienka satynowa, też dwukrotnie kładziona.

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Prace w między czasie

Kolejne dni przynoszą coraz więcej zmian na poddaszu. Tyle tego, że nie wiem czy o czymś nie zapomnę!
Może tym razem posłużę się wypunktowaniem:

1. Antresola zbudowana: A. wreszcie znalazł chwilę żeby dokończyć jej strop, tak więc już mamy ocieploną i wygłuszoną podłogę z osb (w przyszłości panujemy położyć tam wykładzinę, ale więcej o zagospodarowaniu antresoli będzie kiedy indziej).


2. Dokończyliśmy słupek: czyli wyczyściliśmy cegły (szczotką drucianą), zafugowaliśmy puste przestrzenie i polakierowaliśmy go - lakier satynowy Jeger, którego używaliśmy do betonu, tutaj także dobrze się spisał. Wygląda świetnie!


3. Gazomierz zainstalowany: czyli umowa z dostawcą gazu podpisana, jak tylko uruchomimy kocioł to będzie i ciepła woda i ciepłe kaloryfery. Chociaż to drugie już nie jest nam potrzebne :).

4. No właśnie, kocioł gazowy został zamontowany, tak samo jak grzejniki. Zdecydowaliśmy się na firmę Viessmann, model Vitodens 100-W. To kocioł kondensacyjny, który wygląda schludnie, jest niewielki (w porównaniu do innych), a jedyną jego wadą są wystające rury w mieszkaniu, które posłużyły do jego przyłączenia. Będziemy oczywiście w przyszłości dążyć z A. do tego, aby albo je ukryć, albo wyeksponować.
Grzejniki są tej samej firmy. Zaszaleliśmy i wzięliśmy te z płaskimi frontami. Na zdjęciach nie widać jak wyglądają, gdyż są jeszcze zabezpieczone; to co widać to to, że dwa z nich to grubaski - woleliśmy wziąć dwa szerokie kaloryfery do ocieplenia głównego pomieszczenia, niż dwa wąskie, ale zakrywające po długości całą ścianę kolankową.
Kupiliśmy także zestaw do tzw. centrum sterowania światem, a więc taki panel, na którym ustawia się pożądaną temperaturę w mieszkaniu. Nie wiem jak to się fachowo nazywa. Będzie on jednak  zainstalowany dopiero po uruchomieniu kotła, co nastąpi jak będziemy mieli wreszcie własny prąd (TAURON nie jest najlepiej współpracującą firmą).

Źródło: viessmann.pl
Źródło: viessmann.pl
Źródło: iterma.pl

5. Grzejnik łazienkowy też wreszcie zawisł. Niestety nie bez problemów. Ściana, na której się znajduje nie została przez nas najlepiej przygotowana. O ile wkręty trzymające jego górę spisują się bez problemu, te na dole zwyczajnie się wykręcają - zapomnieliśmy tego miejsca podbić drewnem przy zamykaniu ściany;/



6. Mamy większość kontaktów i gniazdek! Nie zapomnę ile kombinacji wymyślaliśmy z tym elementem kilka miesięcy temu. Strasznie chcieliśmy się uchronić od zwykłych kontaktów, czyli takich jak każdy ma w domu. Nawet nasza koleżanka z Londynu przywoziła nam na próbę oldschoolowe, niemal że przemysłowe włączniki (J. pozdrawiamy!). Koniec końców mamy najzwyczajniejsze, białe Legrandy iiii jesteśmy bardzo zadowoleni :)


7. I domofon mamy... widnieje już na nim nasze przyszłe wspólne nazwisko. Dawno nic mnie tak nie ucieszyło jak jego widok ;)


Na strychu dużo więcej zmian: malowanie skończone, biały montaż powoli też, oprawy oświetleniowe w większości zamontowane, w tym tygodniu wchodzą panele. O tym wszystkim w kolejnych postach :)



niedziela, 10 kwietnia 2016

Płytki, beton ozdobny i trochę białego montażu

Wykończeniówka została oficjalnie rozpoczęta! Nie dziś, nie wczoraj, ale już prawie miesiąc temu, tylko brak czasu nie sprzyja pisaniu. 
Przyjazd taty A. nadał tempa pracy na strychu. W ciągu tygodnia przy minimalnej naszej pomocy i dużej pomocy siostry A. zrobił milion rzeczy!

Płytki podłogowe: zdecydowaliśmy się na Paradyż, 60x60, jasno szare; do tego dobraliśmy także jasną fugę; płytki są w części kuchennej, całej łazience i w "przedpokoju" czyli przy drzwiach wejściowych, tym samym tworząc z podłogą łazienki jedną całość. Jesteśmy z nich baaardzo zadowoleni. Obawialiśmy się czy nie będą za duże/za małe, ale koniec końców wyglądają świetnie przy całej kubaturze mieszkania. No i te profesjonalne docięcia taty A.!
F A C H O W I E C.
Cena płytek: o ile mnie pamięć nie myli to 49zł./m2


Płytki ścienne: nie pamiętam firmy, jakaś hiszpańska, płytki z gliny, leciutkie i kocham je szczerze :) Długo szukaliśmy czegoś co ma ciekawy wzór, ponadczasowy i nie jest we wszystkich kolorach tęczy. Jak już było coś fajnego to kosztowało sporo, dla nas zbyt dużo. Wiemy już, że nie wszyscy mają takie zdanie jak my, że te płytki są w miarę uniwersalne, ale ostatecznie - who cares!
Cena: 49 zł/m2 po przecenie już, bo z outletu!

Jeszcze nie zafugowane!
Beton ozdobny:  marka Jeger, kolor Napoli mieszany z Roma. Bardzo, ale to bardzo nie chcieliśmy zakafelkować naszych ponad 20 m2 łazienki - byłoby to okropnie drogie i jeszcze do tego, wg nas, strasznie słabe. Spodobał nam się beton ozdobny, takie wiecie, betonowe płyty przyklejane na ścianę, ale musieliśmy z niego zrezygnować, bo nasz karton-gips raczej by ich nie wytrzymał. Nie mamy tendencji do ryzykowania. Wybraliśmy więc beton ozdobny w postaci tynku. Przed przyjazdem taty A. zagruntowaliśmy ściany specjalnym gruntem szczepnym, po czym mój przyszły teść nałożył beton na większą ścianę. Jego wprawna ręka robiła to tak równo, że zaczęliśmy kombinować jakby tu dodać mu bardziej surowego charakteru. W ruch poszły twarde włosy miotły i odrywanie pacy od schnącego betonu. Jako, że Tata A. nie zdążył położyć całości, jedną, mniejszą ze ścian, dorobiliśmy sami - przez brak wprawy, bez zbędnego starania się, zdecydowanie wygląda surowo ;) Całość zalakierowaliśmy także specjalnie przeznaczonym do tego środkiem.
Ceny: 14 kg betonu ok 300zł., grunt i lakier po ok. 40 zł. za puszkę.

Beton dopiero schnie, obecnie jest jaśniejszy
Odpływ prysznica: ile tu było problemów... w naszym rozdziale obowiązków (możecie mi wierzyć, że nie da się zajmować wszystkim na raz) to mi przypadło ogarnięcie odpływu prysznicowego. Nie byłoby w tym nic trudnego gdyby nie kilka kwestii - nie chcieliśmy brodzika, a wyprofilowane płytki ze spadem. Tak więc rurę, którą Panowie hydraulicy nam zostawili trzeba było ukryć w wylewce. Wyjście wspomnianej rury było siłą rzeczy pionowe a nie boczne, co już troszeczkę ograniczyło wybór odpływu. Pionowe są z reguły wysokie - te o skróconym module w naszym mieście były tylko na zamówienie, a my potrzebowaliśmy go na JUŻ. Doszliśmy więc do wniosku, że rozkopujemy wylewkę jeszcze bardziej niż normalnie byłoby to konieczne, tniemy styropian i decydujemy co dalej. Okazało się, że o pionowym odpływie nie ma mowy - nie pozwalała na to uzyskana wysokość, tak więc ostatecznie zamontowaliśmy boczny, także o niskim module, który (całe szczęście!) akurat był dostępny w jednym ze sklepów i udało się! Brodzik już nam nie groził :) Dodatkowo, odpływ kupiliśmy z dużą zniżką - dziękujemy Michał!
Cena: dla nas jakoś około 200 zł.


Biały montaż: trzy rzeczy zostały wykonane.
 a) bateria wolnostojąca: ciężka sprawa... wahaliśmy się z A. czy ją teraz kupować - kosztuje kuuuupę mamony, ale z drugiej strony skoro robimy podłogę, a ona ma być w niej umieszczona, to lepiej zrobić raz a dobrze, zamiast za kilka miesięcy znowu ją rozkopywać. Po kupieniu baterii teść pół dnia walczył z jej instalacją, bo wylewka w tym miejscu oraz same podłączenie wymagało wielu przeróbek. Ostatecznie jednak mamy ją i póki co może nam służyć do nalewania wody do wiadra, bo wanny nie ma i raczej szybko nie będzie.
b) bateria prysznicowa: tutaj nie ma co za bardzo rozkminiać, zainstalowana i tyle, bez problemów :)
c) miska wc: jak wyżej!
d) no, to akurat nie biały montaż ale wspomnę o tym - dokopaliśmy się do termostatu podłogówki, który niefortunnie (!?) został zapłytowany. Wstawione zostały drzwiczki rewizyjne.
Cen i dokładnego opisu urządzeń nie podaję, bo planuję na to osobny post odnoszący się nie do wykończenia, a wyposażenia łazienki.


W między czasie, zostały zaszpachlowane pozostałe ściany w łazience i pomniejszone te nieszczęsne otwory na drzwi w garderobie i sypialni. U nas wiele więcej zmian, ale powoli, za chwilę znowu znajdę czas i opiszę resztę:)