sobota, 13 maja 2017

Szablon w pokoju mini M.

Kim jest mini M.?

To nasz syn!
Jeszcze naprawdę mini, bo mieści się i mieszka w moim brzuchu, choć ponoć waży już blisko dwa kilo i mierzy ponad 40 cm.

W związku ze zbliżającym się rozwiązaniem, powoli przygotowujemy jego pokój. Na tę chwilę nie pokażę całej aranżacji, bo jej po prostu jeszcze nie ma, ale zaprezentuję sposób, w który ozdobiliśmy ściany.

Zacznijmy od pomysłu.
Długo wahaliśmy się co chcemy na ścianach namalować (jakoś od początku zakładaliśmy, że to będzie "coś" na jednej ze ścian, a nie sam kolor). Krótko natomiast myśleliśmy nad barwami. Już zanim znaliśmy płeć dziecka wiedzieliśmy, że pokój nie będzie ani niebieski ani różowy. Ukochaliśmy ostatnio zieleń, pewnie pod wpływem Pantone i jego greenery :) Choć świadomie nie kierowaliśmy się ich wytycznymi przy wyborze.
No i wreszcie oglądając mnóstwo inspiracji, te które najbardziej przypadły nam do gustu były w stylu scandi, ale takim cieplejszym, bardziej dziecięcym. Na jednym z blogów, którego adres niestety zgubiłam, znaleźliśmy wykonanie wzoru na ścianie z szablonu autorstwa Stencils. Przeglądając ich ofertę od razu wiedzieliśmy, że jest to rozwiązanie dla nas, tylko trzeba było podjąć decyzję, na który szablon się decydujemy. Po burzliwej dyskusji padło na Mountains :)


Nie bylibyśmy sobą gdybyśmy nie sprawdzili jak szablon będzie wyglądał na ścianie jeszcze przed jego kupnem :) Dobrze, że A. "umie w programy graficzne", bo stworzył to (na zdjęcie pokoju jest nałożony wzór):


A teraz wykonanie.
Początkowo sądziliśmy, że będzie trzeba odświeżyć ściany w pokoju mini M., bo dotychczas znajdowała się tam nasza garderoba. Nie było to jednak konieczne, bo wszelkie zabrudzenia usunęliśmy mokrą szmatką. Tu mogę powiedzieć, że stosunkowo często zdarza mi się wycierać ściany w miejscach, które są szczególnie narażone na "wypalcowanie" i nasza farba naprawdę daje radę!


Tak więc ściany, po oklejeniu list i kontaktów taśmą malarską, mieliśmy przygotowane do malowania szablonu. W kartonie, w którym się znajdował, był szczegółowy opis jak wykonać wzór. To ważne, bo aby wyszedł dobrze, trzeba mieć cały czas na uwadze punkty kontrolne. Fajne jest też to, że Stencils dołącza do głównego szablonu jeden mały wzór, który u nas często był wykorzystany, ze względu na skosy, które uniemożliwiały w wielu miejscach przyłożenie całego szablonu.


Zamiast kupić gotową farbę, oczywiście utrudniliśmy sobie życie barwnikami. Wymyśliliśmy, że trójkąty będą ombre (tu jestem super poprawna, my na wzór z jakichś przyczyn cały czas mówimy kwadraty...). Nie każdy z osobna, ale jako cały wzór. Od góry do dołu. I tak też korzystając z farby białej, która została nam po odnawianiu mebli, stopniowo mieszaliśmy kolejne zielenie. Barwniki kupiliśmy w dwóch odcieniach, bo na wzorniku nie mogliśmy się zdecydować, który będzie ładniejszy.


Na zdjęciu jest też farba fluorestencyjna, ale jej koniec końców nie używaliśmy. Jako, że to był nasz pierwszy raz z pigmentami, tak naprawdę nie wiedzieliśmy czego się spodziewać. Oczekiwania mieliśmy wygórowane jak się okazało. Liczyliśmy na to, że w najwyższym stężeniu farba uzyska kolor taki jak ten najciemniejszy. Niestety nie był on nawet w połowie tak ciemny. Ale wtedy na pomoc przyszła nam resztka farby, której używaliśmy do szafki w łazience. To ona, z drobną mieszanką barwników, znajduje się na najniższych partiach ściany. Jak możecie też zauważyć w naszym projekcie i jak zobaczycie poniżej, użyliśmy w niektórych miejscach koloru miodowego, który kupiliśmy do wieszaka.


Farbę A. nakładał wałeczkiem, uderzając nim w zakresie wzoru, tak jakby robił pieczątki - to rozwiązanie sprawdziło się najlepiej, a próbowaliśmy różnych sposobów jej nakładania. Kiedy po pierwszej próbie zdjęliśmy szablon, nie byliśmy zadowoleni. Niestety, nie ważne jak dokładnie go przykleiliśmy, farba podciekała pod krawędzie. Nie daliśmy rady uzyskać idealnie równych trójkątów. Jedyna rada, którą mogę dać to taka, że czym gęstsza farba tym równiej wzór wychodził, ale nie ma ani jednego trójkąta, który byłby równiutki. Pogodziliśmy się z tym, że tak będzie i teraz w sumie podoba nam się tak jak jest, bo to wygląda tak jakby dziecko rzeczywiście porobiło pieczątki na ścianie :) Gdyby to było jednak inne pomieszczenie, to pewnie byłabym załamana.



I efekt końcowy: