czwartek, 30 listopada 2017

Baby Chierowski

Pewnego dnia moi rodzice, podróżując przez opolskie wsie, znaleźli porzucony fotel Chierowskiego. Któryś z mieszkańców pobliskich gospodarstw podjął odważną decyzję o wyplenieniu PRL-u ze swojego domu. Nie wiedział widocznie, że teraz na PRL-u można nieźle zarobić ;) Z korzyścią dla nas wyrzucił mebel, który był w naprawdę dobrym stanie. No, a na pewno lepszym niż ten który kiedyś kupiliśmy za 100 zł.!

Fotel musiał swoje odleżeć na strychu zanim się z niego zabraliśmy. Nie wiedzieliśmy czy umieszczać go "do kompleciku" w salonie czy wykorzystać go w pokoju dziecka. Po tytule tego posta wiecie już jaką decyzję podjęliśmy.

Nie za bardzo chcę tu opisywać cały proces renowacji, bo to już szczegółowo zrobiłam a propos pierwszego Chierowskiego, którego wyżej podlinkowałam. Bardziej zależy mi na pokazaniu efektu.

Tak więc - rozkręcenie - odkurzanie - szlifowanie drewna - malowanie (Luxens, satynowa biel) - wymiana pasów i gąbki w siedzisku oraz obicie nowym materiałem (robota tapicera) - ponowne złożenie i voila!



Więcej ujęć fotela w którymś z kolejnych postów o pokoju mini M. See you!

niedziela, 11 czerwca 2017

Sypialnia i szafa PAX

Hej!

Dzisiaj kilka słów o sypialni, którą chyba można uznać za skończoną (no, jak zwykle brakuje paru dodatków...). Sypialnię "ukończyliśmy" już po raz drugi. Raz zaraz na początku, kiedy pokój mini M. był jeszcze garderobą, a drugi raz kilka miesięcy temu, kiedy potrzebowaliśmy zmieścić w tym pomieszczeniu szafę - to o tej, "nowej", sypialni będzie dzisiaj.

Projektując poddasze od samego początku zakładaliśmy, że kiedyś zamieszka z nami dziecko, które zajmie pomieszczenie tymczasowo zagospodarowane na garderobę. W związku z tym zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że w przyszłości gdzieś będziemy musieli umieścić sporą szafę. I tak na prawdę nie mieliśmy pojęcia gdzie stanie, aż do momentu kiedy faktycznie ten problem się pojawił.
Rozważaliśmy właściwie dwie opcje - salon lub sypialnia. W pierwszym pomieszczeniu jest niby dużo miejsca, ale zagracanie go wielkim meblem z ciuchami nie podobało nam się. Drugie, do przechowywania ubrań nadawało się idealnie, ale ma niewielki rozmiar, a my potrzebowaliśmy dużej szafy.

Po wielu dyskusjach stanęło na umieszczeniu jej w sypialni. Co do miejsca, które miała zająć nie mieliśmy wątpliwości, bo mając tylko jedną ścianę bez skosu wybór był ograniczony. Należało jeszcze zadecydować o wielkości mebla i ustawieniu łóżka.
Tym razem zamiast robić wizualizacje komputerowe, A. stwierdził, że lepsze będzie przenoszenie mebli, które posiadaliśmy oraz zaaranżowanie potencjalnych gabarytów szafy kartonami. Oczywiście miał rację, bo mogliśmy się przekonać ile miejsca zostanie nam na poruszanie się po sypialni.

Łóżko, które dotychczas stało przy prostej ścianie zostało przesunięte pod skos. Trochę się obawialiśmy jak będzie się spało mając sufit kilkanaście centymetrów nad głową, ale jak na razie obyło się bez urazów. Szafka nocna oczywiście stanęła obok łóżka. Na komodę nie starczyło jednak już miejsca (sprzedaliśmy ją), ale też niespecjalnie nam na niej zależało. Meble, o których mowa już kiedyś pokazywałam, możecie je tu zobaczyć.


Zaprojektowaliśmy na platformie IKEA szafę PAX. Dużą. Dwumetrową w szerokości, wysoką na 236 cm. i głęboką na 50 cm. Byliśmy przekonani, że pomieści nasz ubraniowy dobytek, ale wcale nie byliśmy pewni czy się zmieści w pomieszczeniu. Problem polegał na tym, że od prostej ściany przy której miała stać odchodzi w dół skos. Mieliśmy wątpliwości czy głębokość szafy + przesuwne drzwi nie znajdą się już w tej zbyt niskiej części sufitu. Wiecie jak to jest, mierzenie mierzeniem, ale nagle wyjdzie jakaś nierówność podłogi/sufitu/ściany i wszytko szlag trafia.
Zaryzykowaliśmy jednak i ją zamówiliśmy. 

I teraz o samej szafie.
Montaż, jak to w IKEI, banalny. Myśleliśmy, że przy tak dużych elementach będą potrzebne dwie osoby do składania (ja nie mogłam w tym brać udziału ze względu na mini M. w brzuchu), ale myliliśmy się. A. w jedno popołudnie sam złożył szafę i zainstalował ją w sypialni. Jedynie z zawieszeniem drzwi pomógł mu mój brat, ale gdyby się uprzeć zrobiłby to sam.
Jeśli chodzi o wykończenie mebla to nie szaleliśmy. Mieliśmy przez chwilę pomysł żeby zrobić drzwi błyszczące i w kolorze, ale obawialiśmy się, że zmniejszy nam to optycznie już i tak niewielką sypialnię. Standardowo więc kupiliśmy białe.
W środku szafa wygląda następująco:


I teraz mam mały problem, bo nie pokażę Wam ładnego zdjęcia szafy, tylko takie trochę "kopnięte". Nasz aparat nie ma odpowiedniego obiektywu żeby ja dobrze ująć, a ja robiąc poniższe zdjęcie leżałam na łóżku i niemal w ścianę weszłam.


Patrząc na to zdjęcie może się wydawać, że jest bardzo mało miejsca pomiędzy szafą a łóżkiem, ale to nieprawda, niżej zobaczycie, że przeciwnie, jest go całkiem sporo. U góry fotografii widać, że niepotrzebnie martwiliśmy się o odległość mebla od sufitu.

Koniec końców w sypialni zmieściła się nam nie tylko ogromna szafa, ale też lustro wolnostojące (IKEA, IKORNNES) i szafka (IKEA, KALLAX), która chyba została zrobiona pod wymiar naszej wnęki między kominem i ścianką kolankową ;) Stanęło też w niej "odratowane krzesło".


Jeszcze jedna sprawa a propos sypialni. Zainstalowaliśmy rolety zewnętrzne FAKRO AMZ i w niej i w pokoju mini M. To dwa pomieszczenia, które okropnie się nagrzewają w lato. Niesamowite jak te rolety świetnie dają radę w odbijaniu promieni słonecznych. Teraz są to dwa najchłodniejsze pokoje na poddaszu! W specyfikacji producent deklaruje 10% przepuszczalności światła, choć w naszym odczuciu jest to znacznie więcej. Szczerze polecamy ten produkt, także ze względu na jego montaż - zajęło nam to 10 minut. Poniżej macie zdjęcie już całej sypialni - pierwsze bez zaciągniętej rolety (dzień był raczej pochmurny), a drugie z zaciągniętą roletą (ten sam dzień, kilka minut później).
Do usłyszenia ! :)


sobota, 13 maja 2017

Szablon w pokoju mini M.

Kim jest mini M.?

To nasz syn!
Jeszcze naprawdę mini, bo mieści się i mieszka w moim brzuchu, choć ponoć waży już blisko dwa kilo i mierzy ponad 40 cm.

W związku ze zbliżającym się rozwiązaniem, powoli przygotowujemy jego pokój. Na tę chwilę nie pokażę całej aranżacji, bo jej po prostu jeszcze nie ma, ale zaprezentuję sposób, w który ozdobiliśmy ściany.

Zacznijmy od pomysłu.
Długo wahaliśmy się co chcemy na ścianach namalować (jakoś od początku zakładaliśmy, że to będzie "coś" na jednej ze ścian, a nie sam kolor). Krótko natomiast myśleliśmy nad barwami. Już zanim znaliśmy płeć dziecka wiedzieliśmy, że pokój nie będzie ani niebieski ani różowy. Ukochaliśmy ostatnio zieleń, pewnie pod wpływem Pantone i jego greenery :) Choć świadomie nie kierowaliśmy się ich wytycznymi przy wyborze.
No i wreszcie oglądając mnóstwo inspiracji, te które najbardziej przypadły nam do gustu były w stylu scandi, ale takim cieplejszym, bardziej dziecięcym. Na jednym z blogów, którego adres niestety zgubiłam, znaleźliśmy wykonanie wzoru na ścianie z szablonu autorstwa Stencils. Przeglądając ich ofertę od razu wiedzieliśmy, że jest to rozwiązanie dla nas, tylko trzeba było podjąć decyzję, na który szablon się decydujemy. Po burzliwej dyskusji padło na Mountains :)


Nie bylibyśmy sobą gdybyśmy nie sprawdzili jak szablon będzie wyglądał na ścianie jeszcze przed jego kupnem :) Dobrze, że A. "umie w programy graficzne", bo stworzył to (na zdjęcie pokoju jest nałożony wzór):


A teraz wykonanie.
Początkowo sądziliśmy, że będzie trzeba odświeżyć ściany w pokoju mini M., bo dotychczas znajdowała się tam nasza garderoba. Nie było to jednak konieczne, bo wszelkie zabrudzenia usunęliśmy mokrą szmatką. Tu mogę powiedzieć, że stosunkowo często zdarza mi się wycierać ściany w miejscach, które są szczególnie narażone na "wypalcowanie" i nasza farba naprawdę daje radę!


Tak więc ściany, po oklejeniu list i kontaktów taśmą malarską, mieliśmy przygotowane do malowania szablonu. W kartonie, w którym się znajdował, był szczegółowy opis jak wykonać wzór. To ważne, bo aby wyszedł dobrze, trzeba mieć cały czas na uwadze punkty kontrolne. Fajne jest też to, że Stencils dołącza do głównego szablonu jeden mały wzór, który u nas często był wykorzystany, ze względu na skosy, które uniemożliwiały w wielu miejscach przyłożenie całego szablonu.


Zamiast kupić gotową farbę, oczywiście utrudniliśmy sobie życie barwnikami. Wymyśliliśmy, że trójkąty będą ombre (tu jestem super poprawna, my na wzór z jakichś przyczyn cały czas mówimy kwadraty...). Nie każdy z osobna, ale jako cały wzór. Od góry do dołu. I tak też korzystając z farby białej, która została nam po odnawianiu mebli, stopniowo mieszaliśmy kolejne zielenie. Barwniki kupiliśmy w dwóch odcieniach, bo na wzorniku nie mogliśmy się zdecydować, który będzie ładniejszy.


Na zdjęciu jest też farba fluorestencyjna, ale jej koniec końców nie używaliśmy. Jako, że to był nasz pierwszy raz z pigmentami, tak naprawdę nie wiedzieliśmy czego się spodziewać. Oczekiwania mieliśmy wygórowane jak się okazało. Liczyliśmy na to, że w najwyższym stężeniu farba uzyska kolor taki jak ten najciemniejszy. Niestety nie był on nawet w połowie tak ciemny. Ale wtedy na pomoc przyszła nam resztka farby, której używaliśmy do szafki w łazience. To ona, z drobną mieszanką barwników, znajduje się na najniższych partiach ściany. Jak możecie też zauważyć w naszym projekcie i jak zobaczycie poniżej, użyliśmy w niektórych miejscach koloru miodowego, który kupiliśmy do wieszaka.


Farbę A. nakładał wałeczkiem, uderzając nim w zakresie wzoru, tak jakby robił pieczątki - to rozwiązanie sprawdziło się najlepiej, a próbowaliśmy różnych sposobów jej nakładania. Kiedy po pierwszej próbie zdjęliśmy szablon, nie byliśmy zadowoleni. Niestety, nie ważne jak dokładnie go przykleiliśmy, farba podciekała pod krawędzie. Nie daliśmy rady uzyskać idealnie równych trójkątów. Jedyna rada, którą mogę dać to taka, że czym gęstsza farba tym równiej wzór wychodził, ale nie ma ani jednego trójkąta, który byłby równiutki. Pogodziliśmy się z tym, że tak będzie i teraz w sumie podoba nam się tak jak jest, bo to wygląda tak jakby dziecko rzeczywiście porobiło pieczątki na ścianie :) Gdyby to było jednak inne pomieszczenie, to pewnie byłabym załamana.



I efekt końcowy:



czwartek, 26 stycznia 2017

Salon

Wstyd i hańba!
Oczywiście wytłumaczenie tak długiej nieobecności mam, ale chyba nie pora by się nim dzielić - choć taki czas pewnie przyjdzie :)

W salonie brakuje nam kilku elementów - lampy do czytania, patchworkowych puf i szafeczki/komódki/toaletki/jakiegoś mebla, który będzie stał pod obrazem (Gustav Klimt, Pocałunek). To jednak to niewystarczający powód, aby odłożyć jego prezentację. 

Tę część "wydzieliliśmy" wyspą, za którą stoi kanapa. Tutaj także połączyliśmy nowoczesne meble (IKEA) z tymi odnowionymi PRL-owskimi. Tak naprawdę, większość z nich już znacie, teraz chcę Wam tylko pokazać ich wspólne zestawienie. 


Warto zaznaczyć, że szafki które widzicie z prawej strony sofy, i te na których stoi telewizor nie były przeznaczone do zawieszenia. Udało nam się jednak bezpiecznie je zamontować, ze względu na użycie czterech mocowań i tego, że ściany podbite są grubym OSB - nigdy nie odważylibyśmy się tego zrobić na karton-gipsie. Możecie je dowolnie dzielić. Co prawda w opcji domyślnej, zaprojektowanej przez IKEA, składają się z boksów, w które nie wstawiacie nic, albo montujecie w nich szufladki, drzwiczki lub wkładacie do nich pudła. Jak widzicie powyżej, my nie zamontowaliśmy jednej przedziałki i tak powstała prostokątna półka. 
Zwróćcie uwagę na półkę na książki, która jest pomiędzy ścianą a murkiem - nie wiem jak to się stało, bo było zupełnie nieplanowane, ale idealnie rozmiarem wpasowała się w dziurę, którą tam mieliśmy :) 



Najnowszy nabytek to dywan, który kupiliśmy w lokalnym sklepie wykończeniowym (firma Marbex, model Vintage). Baaardzo długo zastanawialiśmy się co wybrać. Iść w scandi dywany, z geometrycznym wzorem, które teraz są absolutnie wszędzie? Może jednak totalna, kolorowa abstrakcja albo przeciwnie - pleciony i ascetyczny? Zdecydowaliśmy się na coś chyba pomiędzy (no, może bez tego koloru). Mamy dywan stylizowany na stary, taki wiecie, od babci z dużego pokoju. Zdaje się być postarzany, wyblakły na brzegach, ale w nowoczesnych kolorach. Wierzymy, że pasuje do połączenia IKEA+PRL, jak sądzicie? :)


środa, 26 października 2016

Żółty wieszak i aranżacja "przedpokoju"

Na strych wprowadziliśmy się w maju. Kolejne miesiące były na tyle ciepłe, że kurtki nosiliśmy bardzo rzadko, więc każdorazowe odwieszanie ich do garderoby nie było problematyczne. Nie mieliśmy w "przedpokoju" wieszaka. Niestety, wraz z ochłodzeniem i nieustającymi deszczami, jego brak zaczął być odczuwalny. Już około miesiąca temu zaczęliśmy się zastanawiać co kupić i gdzie wieszak powinien być umieszczony. Przyznajemy się - nie zaplanowaliśmy miejsca na kurtki i tym podobne.
Wyszliśmy od pomysłu przymocowania rurki do belek nad szafkami na buty, ale szkoda nam je naruszać, więc szybko go porzuciliśmy. Stwierdziliśmy, że wieszak musi być stojący.
Podobały nam się niektóre sklepowe, na przykład te z IKEI, ale niestety były jak dla nas zbyt niestabilne:
(a może "z IKEA" - ostatnio słyszałam, że nie powinno odmieniać się tego wyrazu)

Źródło: ikea.pl


Źródło: ikea.pl

Wtedy oczywiście zaczęliśmy przeszukiwać olx i po raz kolejny, to tam znaleźliśmy nasz wieszak :)
Wahaliśmy się pomiędzy kilkoma opcjami. Założeniem było, że malujemy wieszak na nieoczywisty kolor,  który byłby nowy w naszym wnętrzu - rozważaliśmy żółty lub limonkę. Koniec końców, udało nam się znaleźć taki, który zachwycił nas bardziej niż dwa poprzednie - miodowy.
Braliśmy pod uwagę trzy wieszaki:

1. Al'a glamour:

Źródło: olx.pl

2. Nawiązujący do glamour, ale w prostszej formie, pochodzący z PRl-u:

Źródło: olx.pl

3. Bardzo prosty w formie, przypominający złączone kije hokejowe (stara kolekcja IKEI):


Zdecydowaliśmy się na ostatni. Pierwsze dwa pomalowane na żółto mogłyby wyglądać zbyt infantylnie. Kupując wieszak znowu mieliśmy okazję pozwiedzać stare śląskie kamienice - to jeden z naszych ulubionych elementów odkupowania mebli :)

Przywieziony do domu musiał poczekać kilka dni na malowanie. Kiedy już się do tego zabrałam, nie przemyślałam dobrze kilku spraw i zabezpieczyłam te "kurki" taśmą malarską, zamiast je po prostu odkręcić i malowałam pędzlem, bo nie mogłam przez ich włożenie w wieszak malować wałkiem. Pierwsza warstwa farby wyszła tragicznie! Kolejnego dnia odkręciłam je i nałożyłam kolejne dwie warstwy miodowej farby. Teraz wyszło, tak jak być powinno, Drewno miało czarne naturalne rysy, więc jasna farba nie do końca wszędzie pokryła części wieszaka, ale prześwitująca faktura drewna nie przeszkadza nam. Korzystałam oczywiście z Luxensa, który już wielokrotnie mi się sprawdził.


Przedpokoju jako tako nie mamy. Nie chcę poświęcać tej wejściowej części naszego mieszkania osobnego postu, bo nie byłoby za bardzo o czym pisać, tak więc przy okazji wieszaka pokażę Wam jak to wygląda :)

W tym miejscu potrzebowaliśmy jedynie szafki na buty, lustra i wieszaka. W przyszłości, w zimie być może niezbędny jakiś chodniczek, aby piasek i woda nie roznosiły się nam po całym mieszkaniu. Zestaw trzech szafek kupiliśmy w IKEI - idealnie wpasowały się pomiędzy belki, tak jakby były stworzone wprost dla nas (to nie jedyny taki element wystroju, ale o tym kiedy indziej). Powiesiliśmy je w około 10 cm. odstępach, tworząc tym samym półeczki, na których trzymamy klucze. Pod nimi naturalnie wytworzył się kącik na odstawienie butów, które na bieżąco używamy.
Na ścianie, jak widać, zamontowana jest "szafka" z tablicą elektryczną, ale jako, że jest biała, mało rzuca się w oczy. Obok drzwi zamontowany jest domofon i coś, co nie pamiętam jak się nazywa, ale służy nam do programowania ogrzewania w mieszkaniu. Jak na razie "przedpokój" pomalowany jest na biało, ale w przyszłości planujemy nadać mu ciemniejsze elementy, być może namalujemy tam geometryczny wzór. Teraz stoi tam jeszcze wieszak :)
U góry możecie zobaczyć jeszcze niewykończony element antresoli, która czeka na lepsze dni, na razie nie mamy czasu i siły, aby się za nią zabrać.


Do usłyszenia!

sobota, 8 października 2016

Prl w łazience - szafki

Musiałam złapać grypę, żeby spokojnie usiąść i mieć czas na napisanie postu. A jest o czym, bo w zeszłym tygodniu skończyliśmy pracę nad łazienkowymi szafkami.


Jak pewnie kiedyś wspominałam łazienkę mamy bardzo dużą, więc i dużych szafek do niej szukaliśmy. Bardzo, bardzo trudno jest znaleźć duże meble łazienkowe, lub takie, które mogą za nie służyć i być jednocześnie pojemnymi. Kolejny raz prl przyszedł na ratunek. Przez około półtora miesiąca przeszukiwałam olx, aż pojawiły się dwie idealne komody z nadstawkami. Dogadałam się z właścicielami, że kupimy same szafki, bez góry. Mimo ich sporych gabarytów, z pomocą znajomego (Artur, dzięki!) udało się je przewieźć z sąsiedniego miasta.


Nad samą procedurą odnawiania nie ma co się za bardzo rozwodzić, czytając poprzednie posty można znaleźć bardziej szczegółowe opisy, teraz wypowiedź zawrę w: szlifowanie (80) - mycie - malowanie (x3) - nóżki dodatkowo pokryte lakiero-bejcą.



Warto natomiast powiedzieć o farbie. Kolor, który chcieliśmy mieć na meblu był dostępny tylko w ramach jednej marki (byliśmy w OBI i Leroy Merlin) - OBI. Mieliśmy trochę wątpliwości czy będzie to dobry produkt, ale zaryzykowaliśmy. Spostrzeżenia są następujące:
- kolor przepiękny, głęboki, bardzo zbliżony do tego na puszce;
- nigdy nie maluję podkładówką, więc wszystkie, nawet jednowarstwowe farby kładę dwa razy, a w przypadku tej marki musiałam położyć aż trzy. Jakby się uprzeć i spojrzeć pod światło, gdzie nie gdzie jest prześwit drewna; 
- puszka stworzona jest z beznadziejnego, miękkiego metalu: przy otwieraniu jej śrubokrętem bardzo pogięłam otwór i przykrywę (zawsze tak otwieram puszki i nigdy wcześniej nie spotkałam się z takim problemem, a silniejsza się nagle nie stałam).
Podsumowując, nie kupiłabym jej drugi raz...no, chyba, że znowu nigdzie indziej nie byłoby koloru ;) Nóżki pomalowane matowym Luxensem, antracytem, który znamy z poprzednich renowacji - jak zaznaczałam przy okazji krzeseł na tę farbę używamy bezbarwną, satynową lakiero-bejcę z Vidaronu, która wizualnie "wyostrza" elementy mebli, ale też czyni je bardziej funkcjonalnymi bo zmniejsza porowatość powierzchni.

No i tyle:)


Koszty: szafki 200 zł., farba + materiały do malowania ok. 50 zł.